Dorota Wielkosielec
Polish (PL)  English (UK)
Marek Borawski, 1995
Marek Borawski, 1995
C. Pius Ciapało
C. Pius Ciapało
C. Pius Ciapało
C. Pius Ciapało
Zofia Bisiak
Zofia Bisiak
Marzenna Guzowska
Marzenna Guzowska
Ewa Zelenay
Ewa Zelenay
Helena Sienkiewicz
Helena Sienkiewicz
Światła nocy, Galeria ABAKUS
Światła nocy
Galeria ABAKUS
C. Pius Ciapało
C. Pius Ciapało
C. Pius Ciapało
C. Pius Ciapało
Maria Wrońska-Friend Maria Wrońska-Friend
Maria Wrońska-Friend
Publiczność z kręgu galerii Abakus dobrze pamięta abstrakcyjne batiki Doroty Wielkosielec. Z wystawy na wystawę coraz bardziej imponujące szaleństwo formatów i mistrzowskie opanowanie techniki. Retrospektywę jej sztuki, do jakiej wyniosła makatkowe rzemiosło, pokazywało wiosną tego roku Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.
W autorce mieszka na stałe nieokiełznany twórczy duch, więc eksperymentuje nadal. Kreacja jest wpisana w jej osobowość, potoczny widok, kiedy zatrzyma jej oko i poruszy wyobraźnię, zaczyna nabierać niespodziewanego kształtu i barwy. Obecna wystawa akwarelowych szkiców jest dobrą okazją, żeby podpatrzyć, jak się u tej artystki zaczyna proces oddalania od realnej figury, jak bez pardonu i kompozycyjnego celu porzuca lokalny kolor. Patrzy na zwierzęta i ptactwo domowe, zapewne nie bez życzliwości, przecież ukończyła studia zootechniczne, rysuje, macza pędzel w wodnych farbach, ale w głowie zaczyna jej świtać własna wizja i za nią idzie. Jeszcze trzy krowy nie zdążyły się poruszyć, a już nie stoją w technikolorze, geometryzują się ich kształty, zanika trójwymiarowość. Klaps. Akcja! I poszła. Nie wróci po wakacyjny szkic, raczej rozrysuje nowe geometryczne wzory na hektarze nowej, bawełnianej materii. Zwierzęcym i ptasim portretom dodała na czas wystawy elipsoidalne passe-partout, puszcza do widza oko, a może też miała wewnętrzną potrzebę zestawienia dwóch figur – realnej i abstrakcyjnej? Początek i koniec. Zwinie potem papiery, rzuci teczkę domowym kurzom w objęcia, jej myśl i aktywność będą gdzie indziej. Nie da się wejść w cudzy proces tworzenia. To tajemnica.

Marzenna Guzowska
Wystawa monumentalnych batików Doroty Wielkosielec w Muzeum Włókiennictwa prezentuje wybór jej prac z ostatnich siedmiu lat; z cyklu „Światła nocy” (nokturny), „Okna” (detale nowoczesnej wielkomiejskiej architektury), „Skrzydła” (przetworzone metaforycznie prawie symetryczne dyptyki) oraz „Pejzaże” (niemal abstrakcyjne, czerpane wprost z natury, kadry rodzimej przyrody). Wspólną cechą jest wykorzystanie transparentności jaskrawo-barwnego bawełnianego płótna, rozwieszonego w przestrzeni. Ekspresją kolorów i grą powietrza zdają się batiki przenosić widza do wnętrza ogromnych katedr (witraże), w ciszę zadumy i kontemplację nad bytem i losem – podanym widzowi hedonistycznym wprost zachwytem nad światłem i kolorem.

Pius Ciapało
Coraz więcej ludzi na całym świecie dowiaduje się, co to jest batik i czym jest batik. Większość z nich, widząc trywialną łatwość uzyskiwania barwnego obrazu popada w zachwyt, gdy widzi czarujące wprost efekty swojej plastycznej nieudolności, nieumiejętności rysunkowej, a nawet braku wprawy czy wyczucia i smaku komponowania swego obrazu. Zwłaszcza rozmieszczenia jego elementów, zbliżeń lub oddaleń kadru, popada w niemal „uzależnienie od batikowania”. Poprzez farbowanie w zimnym barwniku – wszystkie kolory są razem OK. Na całym świecie ludzie i ludziska w Indonezji, Australii i Oceanii, w obu Amerykach, całej Azji, Europie (a nawet w krajach byłego ZSRR) i w Afryce uprawiają batik w tej chwili, w tym momencie, gdy to piszę – batikują. Na całym świecie powstają kluby i stowarzyszenia batikujących.
To absolutny fenomen ostatnich lat XX i XXI wieku w plastyce. Organizowane są zjazdy oraz międzynarodowe seminaria i sympozja uczonych, artystów, entuzjastów i zwykłych amatorów. Batikowanie jest trendy. Malarski obraz XX wieku w tradycyjnym pojmowaniu obrazu stał się poprzez urynkowienie sztuki odrzuconym medium przez wielu malarzy. Rozczarowanie manipulowaniem malarstwem i międzynarodowym szwindlem w sztuce tzw. „nowoczesnej”, skłania wielu myślących ludzi wykształconych i prostych do kreowania – tworzenia sobie a muzom – robienia czegoś dla samej radości tworzenia (bez owej nadbudowy wyuczonych pojęć nie przystających do ukrytych, komercyjnych celów).
Dorota Wielkosielec jest bez wątpienia jedną z najpierwszych w świecie, którzy z rzemieślniczej, farbiarskiej techniki czynią wartościowe, czyste malarstwo.

Andrzej Opieńka, 2008
Batik na bawełnianych płachtach przekraczających trzy metry długości musi zapierać dech. To już sama w sobie intrygująca osobliwość. A znaleźć się w otoczeniu dwunastu takich kurtyn rozjarzonych barwami rozmieszczonymi w przedziałach geometrycznych figur, które układają się w większe kształty, aż utworzą pełną wizję, to znaczy doznać niezwykłej przygody, poddać się lśnieniu fenomenu!
Dorota Wielkosielec nie pierwszy raz zdumiewa publiczność wyjątkowym formatem swoich obrazów utrwalonych na tkaninie techniką batiku. Wydaje się, że osiągnęła stopień warsztatowych umiejętności, jakie niemal eliminują przypadkowe rozmazania konturu czy barwy, ale nadal eksperymentuje.
Prace z ostatnich dwóch lat, należące do cyklu dyptyków „Skrzydła”, są jeszcze piękniejsze, kolory czystsze, symetria doskonalsza. Skala geometrycznych konstrukcji stawia patrzącego w oniemieniu. Przenosząc wzrok z jednego obrazu na kolejny, wrażenie się potęguje. To jakby wnętrze oratorium zawieszonego w kosmicznej przestrzeni. Artystyczna budowla jest bez miejsca i nie konkretyzuje się w pewność jednego znaczenia. Czy te wyimaginowane „Skrzydła” otwierają na niewiadome, czy na odwrót – przesłaniają swoją materialnością nieskończone? A może w tych zasłonach jest wszystko, co pragniemy poznać? Bo to nie są tylko makaty do estetycznej delektacji, działają jak malarstwo. Wyrafinowanie zestawione barwy w świetle emanują energią, linie nie ograniczają się do roli imadła dla kolorów. Razem są zanurzone w przestrzeni wytworzonej na płaszczyźnie monumentalnego obrazu, zajęte tylko sobą, odległe, niedosiężne, wieczyste. Z bliska widoczne ślady po wosku nakładanego ręką artystki wiążą się w siatkę wtopioną w tę, zdawało się, nietykalnie doskonałą konstrukcję barw i linii. I natychmiast wcześniejsze napięcie opada, robi się luka, którą wypełnia wzruszenie, bo te nieuniknione pozostałości po farbowaniu tkaniny mają w sobie coś organicznego, sprowadzają lewitujące myśli na ludzki grunt zmysłowych doznań. Bliskość oswojonej rzeczywistości ociepla ontologiczny chłód i umożliwia porozumienie z artystką.
Intryguje tak śmiałe szafowanie abstrakcją na początku XXI wieku, a więc prawie dokładnie w stulecie objawień pierwszych odkrywców malarskiego oderwania od przedmiotowości, w czasie, kiedy ogłoszono definitywne wyczerpanie tego nurtu w uprawianiu sztuki. Dorota Wielkosielec sama nigdy nie opisuje swoich prac, nie zwierza się z procesu twórczego, nie poddaje znaczeń, nie wskazuje na inspiracje inną sztuką ani nie podporządkowuje się żadnym przekonaniom. Patrzy, idzie za instynktem, doskonali warsztat, a reszta to sprawa talentu. Banalne przesłanki, ale dlaczego prowadzą właśnie do takich rezultatów, jakie oglądamy?
Jest wiadome, że nie posługuje się gotową konwencją artystyczną i że nigdy nie zaprzestała obserwacji z natury. Nadal maluje akwarelą zwierzęta, pejzaże, rozmaite przedmioty (wystawa szkiców plenerowych, SCEK 2011) i rysuje, a gdy przystępuje do właściwej pracy z batikiem, jej narracyjna pamięć jakby w ogóle nie brała udziału, uwidacznia się jedynie forma abstrakcyjna ustalona w kolorze i w postaci geometrycznej. Z tego można konstatować, że Wielkosielec myśli wyłącznie obrazami, tworzy z wewnętrznego imperatywu całkowicie poza chęcią i potrzebą werbalizowania doświadczeń egzystencjalnych, stanów uczuciowych, motywów artystycznych, drogi do finalnej formy. Barwy i rysunek stanowią tu jedność, nie mogłyby bez siebie stworzyć dzieła. Aktualne przeżycia i stałe cechy usposobienia artystki przelewają się wprost w żywy i czysty kolor, który w procesie powstawania sztuki oczyszcza się z emocji i przemienia w barwę duchową. Linie ją ogarniają, są dla niej architekturą, budują przestrzeń. Może skojarzenie z oratorium pochodzi z odczucia przekraczającego racjonalne objaśnienie. Czym jest to duchowe w sztuce, tego już nie mówi ani ona sama, ani jej autorka.
Za to Wassily Kandinsky intuicję twórczą nazwał „koniecznością wewnętrzną” i twierdził, że kształtuje ona twórczość wszystkich czasów, a w abstrakcji ukazuje się w jako niczym nieskażona. Gdy linia zostaje zwolniona z pełnienia funkcji mimetycznej i jest potraktowana jak rzecz, wtedy posiada pełnię wewnętrznej siły, która zespala sztukę i świat, i jest żywym duchem martwej materii. O pokolenie młodszy niemiecki historyk sztuki Wilhelm Worringer był przekonany, że pierwotny impuls artystyczny nie ma nic wspólnego z imitowaniem natury, natomiast abstrakcja przyjmująca kształty geometryczne jest instynktowną odpowiedzią człowieka na doznawanie świata zewnętrznego. Kazimierz Malewicz bezprzedmiotowe uczucia uznawał za jedyny autentyczny i najgłębszy sposób istnienia w świecie, a tworzenie za powinność wyrażania tego w dążeniu do absolutnej czystości. Zdaniem Mondriana punktem wyjścia do formułowania ogólnych praw rządzących sztuką jest obserwacja szczegółu w naturze.
Twórczość Doroty Wielkosielec daje świadectwo prawdom odkrywanym przed stu laty przez pierwszych abstrakcjonistów, biorąc w nawias kolejne wersje teorii i praktyk aż po konwencjonalną nieszczerość i w końcu ich wygaśnięcie. Tworzenie Wielkosielec od pierwszego spostrzeżenia i impulsu artystycznego po ostatnią plamę barwną ukrytą pod woskiem jest znowu tak czyste jak na początku, wolne od garbu z założeniami. Dlatego może mieć ważny udział w dyskursie ponowoczesnym, gdy od sztuki abstrakcyjnej odlepiły się etykiety światopoglądowe, ideologiczne, polityczne, programy społeczne, żądania oryginalności czy spekulacji filozoficznej, a nawet jej własna historia. Czy to będzie zatoczenie koła, czy wyprawa w nieznane? Bez ryzyka się nie dowiemy. Ciekawość rośnie.

Marzenna Guzowska
„METAKROWY”

Co jakiś czas Dorota Wielkosielec wyprowadza swoje krowy do galerii. Za każdym razem nowe. Są też antylopy, kozy, czasem się trafi piesek albo jakieś ptactwo domowe. Najbardziej lubi jednak duże zwierzęta. Niekiedy z nich zakpi albo ironizuje, pasie je swoim pędzlem i farbami wodnymi, kiedy są zajęte sobą, a czasem, ciekawe wszystkiego, nawet pozują. Z instynktownym wdziękiem wnoszą do galerii nastrój w pastelowych barwach. I karton za kartonem obnoszą na sobie te zmyślone plamy – bez zacieków i konturów – jak kostiumy w teatrze. Przyjemnie znaleźć się w ich liczebnym otoczeniu i zażywać suspensu poza zasięgiem codziennego pośpiechu, życiowych zgryzot, globalnego katastrofizmu.
Pierwszy raz widok takiego zwierzyńca to był szok! Co to znaczy? Zawróciła z artystycznej drogi? Wielkosielec znamy z batików, co są jak kościoły – abstrakcyjne fenomeny niebywałych rozmiarów rozpalone kolorem w wyszukanych kompozycjach. A ona tam – gdzie jeździ na wakacje i farbuje hektary tkanin, eksperymentuje, zestawia płaszczyzny koloru w nierealistyczne formy – ukradkiem zasiada na stołku i maluje na papierach podglądane przez płot krowy? Zimą rozkłada malarskie przybory i pod świetlikiem w swoim mieszkaniu urządza safari z akwarelą na antylopy? Hola-hola, z takiego procederu należy się wytłumaczyć!
Spokojnie. U Doroty Wielkosielec świat nadal stoi na nogach, ona sama stawia na ziemi stopy energicznie, imperatyw twórczy nosi w sobie niezbywalnie, z rąk wypuszcza tylko dobrze wykonaną robotę. Jakość to warunek sine qua non jej aktywności artystycznej. Warsztatowe wyzwania tylko ją mobilizują. W batiku osiągnęła mistrzostwo, posługuje się nim, uprawiając unikatowe malarstwo abstrakcyjne. Z latami ono wciąż nabiera mocy. Coś, oprócz biegłości wykonania, musi to sprawiać. Wiadomo, że te obrazy mają źródło w motywach z natury. Można podejrzewać, że są to pejzaże miejskie. Monumentalne. Oczywiście, ale nie tylko z racji niebywałych parametrów. Monumentalizm istotnie współtworzy Formę (tę przez wielką literę F), bo jest środowiskiem życia artystki, która mieszka przy pl. Konstytucji. On się przenosi do kreacji artystycznej, nie jest tylko figlem konceptualnym, spełniającym ambitne roszczenie batikowej oryginalności. Architektoniczny patos co dzień karmi wyobraźnię malarki. Metamorfizuje się w jej głowie i ukazuje jako rozrysowane figury geometryczne, które zostają napełnione kolorem. Powstały w ten sposób przedmiot musi się sublimować w oczach patrzących, skoro doznawanie go ciśnie na usta słowa: katedry, kościoły, oratoria. Meta-mowa płynie z obrazu do jestestwa odbiorcy. Dzieje się sztuka analogicznie jak u wielkiego Mondriana.
Z całej twórczości Dototy Wielkosielec daje się konstatować, że niesie w sobie ontologię klasyczną. Ona przejawia się w jej postawie artystycznej i stanowi o konsekwencji w kreacji. Tak jest. W takim porządku Wielkosielec się mieści i nim się nawet specjalnie nie absorbuje. Zawsze miała łatwość przechodzenia do różnych technik, kierunków, tematów malarskich. Przypomina to w anegdocie Pius Ciapało, jak mu kiedyś przedłożyła na zaliczenie swoje miscellanea w zaskakującej liczbie i zawartości. I tak najpewniej zostało aż do tej pory. Najbardziej zajmuje ją to, czy "dobrze zrobione". Ale we wszystkim, w abstrakcji i w figuracji, zawiera się indywidualność autorki i ten sam grunt ontologiczny.
Kiedy się wpatrzeć z uwagą w obraz za obrazem w cyklu ich powstawania, to się dostrzeże, że entourage krowich figur coraz bardziej zanika; plamy barwne, nadające im nienaturalną maść, odrywają się od krowich kształtów i ewokują w całości widoku nową tożsamość. Malarskość przeobraża zwierzęce pierwowzory w jakieś meta-… Jeszcze nie wiadomo, dokąd malarkę ciągnie. Mark Rothko powiedział kiedyś: Jeśli warto jakąś rzecz zrobić raz, warto ją powtórzyć jeszcze i jeszcze raz, wszechstronnie ją zbadać, wypróbować i doświadczyć, tak aby zmusić publiczność do spojrzenia na nią. Nawroty do figuracji zdarzały się największym malarzom z Malewiczem na czele. Dlaczego? Na szczęście, twórczość nie podlega logice. A sztuka istnieje.

Marzenna Guzowska
do góry strony

do głównej strony